PIES ZYZIO, papuga FENIX i SPARTAKUS

 

córeczce Róży

 

Listopadowy dzień, w nocy mróz położył na łąkach podkład bieli, szykując zbliżającej się zimie blejtram do jej pięknych kompozycji z odcieni szarości.

Wykonywałem jakieś drobne porządki przed domostwem. Taki dzień budzi niepokój, liście szeleszczą pod nogami, barwy jesieni opadły, złuszczyły się z obrazu, niby jest jeszcze ciepło, nie ma wiatru, ale wszędzie czai się jakieś wewnętrzne rozedrganie. Jedyną intensywną plamą koloru jest pies DIEGO (na potrzeby rodzinne nazywany Zyźkiem), który przemieszcza się jak ognista kula pośród srokatych brzóz.

Zauważyłem, że jest wielkim miłośnikiem ptaków. Zobaczywszy na niebie myszołowa gna za nim w leśne ostępy zapominając o ograniczeniach w poruszaniu się w wielu płaszczyznach, komentuję to złośliwie „znowu dostrzegł pterodaktyla”.

Grabię liście własnymi rękoma, a Zyziek biegając pracuje własnymi łapami i tak miło pochłaniamy dni naszego życia.

Na szczęście, co jakiś czas spozierałem na gadzinę. W bezlistnych, nagich porzeczkach osaczył trzepoczącego się zielenią i żółcią ptaka. Podbiegłem i chwyciłem go w dłonie, czułem bicie jego przerażonego serca, umieściłem stworzenie w kartonowym pudle i odkryłem ze zdziwieniem, że osobnik ptak jest papugą. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy była wstrząsająca. „Jeśli papugi odlatują z Australii w Bieszczady będzie łagodna zima”.

        Mówię do Zyźka „w porządku, jeśli sobie ją złapałeś będzie mieszkać z nami”.

        Znalazła się klatka, moja córka Róża znalazła imię dla ptaka – Fenix.

        Pięknie budzi człowieka taki pierzasty stwór. O świtaniu, przemieszanie zieleni, żółci i czerni powodowało, że obserwowanie w zimowe dni ruchu tych barw sprawiało złudzenie, że to malutki kawałek wiosny oderwał się od jej płaszcza, kiedy uciekała przed mrozami w swój sen, wraz z dwoma siostrami: latem i jesienią.

        Trzy koty miały swój telewizor, reality-show, zasiadały przed wiszącą klatką i godzinami kontemplowały FENIXA, synchronicznie obracały łby za poruszającym się ptakiem.

        Pewnej styczniowej nocy między płatkami śniegu, klucząc cierpliwie przywędrował do mnie sen, zasiadł wygodnie w mych fałdach mózgowych i ujął mnie opowieścią o mnie, papudze i psie Diegu.

        W moim śnie, swój sen opowiedział mi mój pies. Szturcha mnie zimnym nosem i mówi, „Ale miałem sen”, pytam się zaciekawiony, „Jaki?” Pies relacjonuje – Śniło mi się, że podchodzę w noc rozświetloną pełnią księżyca do klatki i widzę jak FENIX wpatruje się natarczywie w cienie gałęzi na śniegu, obraca głowę, wbija we mnie groźnie wzrok i pyta „Chciałbyś być cieniem?”. Nie wiem, co mam odpowiedzieć. Papuga kontynuuje „Ja jestem cieniem, idea wolności jest tam, gdzie patrzę z tęsknotą, gdybym jej kiedyś nie zaznał, nie wiedziałbym, co to jest, a ta klatka oznaczałaby jedyny znany i akceptowalny świat. Były dni, kiedy ja tworzyłem piękne cienie, kładłem je na ziemi, gdzie i kiedy chciałem.

Teraz jestem cieniem swojego cienia,

jestem snem swoich snów,

jestem rozpaczą swojego pragnienia.”

W oczach papugi pojawiły się łzy, jak górskie kryształy wyolbrzymiały jej ból.

– „Co mam zrobić” – odparował przejęty Zyziek.

–„Wypuść mnie, nie spełnię żadnego twojego życzenia jak złota rybka, ale spełnię jedno własne – umrę wolny”.

        Zyziek bez chwili wahania otworzył klatkę i okno, do pokoju wtargnął chłód, ptak wyleciał w czerń wolności.

        Patrzę na psa, a w jego oczach łzy – mówię: „Dobry pies, dobre serce psa, w nagrodę pooglądamy razem film”, wygrzebałem z zapomnianej półki dzieło filmowe „SPARTAKUS”.

        Końcowa scena, nieliczni, którzy zostają przy życiu pytają się Spartakusa, – „Miałeś uczynić nas wolnymi, jak ma wyglądać nasza wolność?”

– „Umrzemy wolni” – odpowiedział lakonicznie.

Pies popatrzył na mnie i wyszeptał:

– ”O Bogowie – to nasz Fenix”.

 

 

 

Powrót

R