Pieśn o Rolandzie
(z cyklu
opowieści rycerskie)
Były to czasy średnich wieków, średnich umysłów i średniej
higieny. Mężczyzna jeśli nie był durnym chujem, miał
kilka blach okrywających plecy, dupę i pierś, a i na głowę coś płatnerz
upierdolił, nawet buty stalowe byłby wyfasował, daleko byś w takich nie spierdolił,
ale wyglansowane świeciły w słońcu i zadawały szyku, do tych blach jeśliś miał
jaką chabetę i jakowego pazia toś zwał się i ciebie
zwali – rycerzem.
Jeżeli byłeś durnym chujem zapierdalałeś w pocie czoła na roli i
cały czas oglądałeś ziemię, a jak się który
wyprostował i zobaczył słońce to zdziwiony zadawał sobie pytanie: „O kurwa, a
co to za pęcherz krówczy na żółto tak jebie?”
Zdecydowanie lepiej byłoby być rycerzem bo choć blachy
odparzały ci nie raz jaja nie napierdalałeś na ówczesny system społeczny czyli
na pana feudała i panią feudalną oraz na kościół, który bardzo się upajał tą
organizacją pracy. Biskupom oraz zakonnikom wycinano półkola w stołach bo ze względu na potężne kałduny zdechliby z głodu
nie mogąc z niego nic sięgnąć, a takim sposobem mogli się paść dalej. Były
jeszcze czarownice (to taka kobieta co dupy komuś nie
chciała dać z dobrej woli, to ten nieszczęśnik oskarżał ją o czary, że czaru
cipy mu nie ukazała i wtedy jej robili streczing
czyli rozciąganie kołem, i jogę też z nią ćwiczyli żeby stawy jej wyćwiczyć, a
później topiono bądź palono żeby szybciej do Jezusa, czyli miłości ją nauczyć).
Z perspektywy czasu oceniając myślę, że źle miały te dziewczyny,
ale miały przecież wybór, mogły dawać wszem łaskawie i nikt by się nie
denerwował. W mrocznych kniejach smoki spotkać było (smok – wykurwiście
wielki waran z komodo w opcji ze skrzydłami, kurewska
bestyjka, jak cię ujebała zębiskami toś zdychał w mękach jebanych, że już lepiej czarownicą być
było). I mniej więcej w takich realiach działał rycerz Roland, oczywiście
historia trochę go wybrązowała, a to był zwykły chłop z jajami, który miecza
dobywał na pogan (poganin – chuj jebany co w krzyż nie
wierzył tylko w taki sierp – prawie komunista – znaczy się w półksiężyc). Po
takiej dawce adrenaliny Roland chędożył w burdelu dziewki konopne, a jak sobie
dokazał to lał w korpus bez zbroi wino i gwoździa w karczmie przybijał, ze
smokiem zwady nie szukał bo to jebana gadzina, wredna
jak chuj i najczęściej rycerza przeżuje i wysra co najwyżej nity od zbroi.
Każdemu „człowieku” do funkcjonowania potrzebna jest idea przewodnia, nić,
która wiedzie cię w stronę przyszłości. Rycerz odczuwał pewnego rodzaju
dyskomfort, szatkowanie i małe masakry zbuntowanych chłopów, tycie oblężenia
grodów zadłużonych u pana, ruchanie dziewek konopnych to już go męczyło nudą i
razu pewnego usłyszał jakl mnich w karczmie pięknie
przemawiał, że rycerstwo, kościół i panowie feudalni się gromadzą, że Maury jebane ze swym sztandarem z sierpem Europę zalewają,
że trza bronić dziewek, trza
ich chujów wyrżnąć i panu Jezusu pokazać
kto wierny, a kto niewierny, skurwysyn zadżumiony.
Roland załapał ideę, przydział garnitur odświętny stalowy,
giermek miecz mu naostrzył i chabetę osiodłał, i ruszył z innymi rycerzami na
Maura, pierdolonego końskim chujem w mózg.
I był jakiś
wąwóz, i byli jacyś Maurowie, a Roland niewiele myśląc (jak zwykle) rzucił się
na psów wściekłych samotrzeć ze swą ideą. Maury ściągli go z konia bo siła ich
była i odarli ze zbroi, a że w pasie Roland był zgrabny wygłodzone pogany wpadli na iście szatański pomysł by go całym oddziałem
wychędożyć. Takie były realia wojny. Na bezniewieściu
i Roland baba.
Maury po kolei traktowali biednego
Rolanda od zadu, a ten krzyczał w niebogłosy, można powiedzieć, że dął w róg z
całych płuc bo Maury chłopy
byli jak dęby mocarne. Widząc tę sromotną kampanię Rolanda kompani jego
spłonili lica i wróciwszy do księcia usłyszeli kłopotliwe pytanie:
„Co to tam ryczy, jak ten osioł jebany?”, zapadła
niezręczna cisza i jeden z rycerzy odpowiedział: „To Roland położywszy ze stu
własnoręcznie dmie w róg swój by ostrzec nas, braci po krzyżu…”, a Maury zajebali chujami Rolanda i tak się zaczęła ta piękna
legenda średniowieczna com sam ją na własne oczy widział
i mnie – bogu dzięki – Maury nie dopadli.
Morał tego eposu rycerskiego:
Zdarzenie
niby banalne, nie jednego wyruchali po bitwie, ale
tutaj idea wyruchała nas wszystkich pogrobowców rycerza Rolanda. W imię krzyża
gwałcili, palili, łamali, topili i naciągali i teraz nazywa się to
chrześcijańską spuścizną, nazywa się to, że kościół wyruchał nas od zadu jak Maury tego Rolanda.
Morał morału:
Uważaj
chłopie i babo na jebane idee bo one ruchają skrycie,
jak Mury Rolanda – od tyłu.
Średniowiecze – przypis 1
I gdyby nie
kilku nawiedzonych mnichów co onanizowali się
intelektualnie przepisując dzieła kultury greckiej i rzymskiej, i gdyby nie to,
że kościół oparł się na dorobku filozoficznym, prawnym i administracyjnym
zaczerpniętym z cesarstwa rzymskiego to dzisiaj pewnie jeszcze powoli
wychodzilibyśmy z tych wieków średnich, a jakby co który powiedział
niepochlebnego na system wiary to laliby mu w odbyt ciekły ołów i słodko
szeptali: „Bóg z tobą, dziecko, zaraz się z nim połączysz na stałe.”
R