Pies
Michałka Już Śpi
Przyszła wiosna, na razie dwudniowym, cichym stąpaniem ciepłych
stóp wytopiła odrobinę śniegu. Na obrzeżach skarp z ziemi pozbawionej chłodu
przebijają się ledwie widoczne zawiązki roślin, którym słońce już szepnęło, że
trzeba się sposobić do życia. Od dziesiątego marca nad Bieszczadami suną klucze
żurawi, otwierając forpocztę skrzydlatą, pochód triumfalny powtórnych narodzin
przyrody. W kościołach międlą słowa o zmartwychwstaniu. Tak to już czuć, idzie
samo piękne, wszystko zacznie się od nowa. Na Dołżycy za starą drewnianą
chałupą Michałka leży przy budzie jego martwy pies. Władek go karmił i się nim
opiekował dobrze po odejściu michałkowym na sznur. Pies trzymał się swej
rozpaczy jak łańcucha i zdawało się, że ta mroźna zima zmroziła też jego żal i
rozpacz po swoim ukochanym człowieku i wytrzymał te kilkadziesiąt lodowatych dni ale jak przyszła wiosna to wraz z topniejącym śniegiem
rozlał się ten zmrożony w duszy psa żal i smutek i pies umarł. Pies Michałka
nie mógł pokochać już innego człowieka, bo swoją miłość oddał Michałkowi i pies
czuł, że takim darem nie może już uszczęśliwić inną ludzką istotę, bo jest za
stary i nawet jakby zaczął kochać innego człowieka to nie dokończy już tej
miłości. Więc pies poczuł, że musi być szczery względem siebie i ludzi i
poczuł, że nie może przyjąć tego daru, tej wiosny i pies umarł. Władek to
bardzo przeżył, bo podczas opieki nad psem zaczęły się rodzić te delikatne
pajęcze nici więzi człowieka z psem, ale pies poczuł, że musi być szczery
względem siebie i Władka i jedyne, co mu pozostało to umrzeć. Więc pies umarł
drugi raz.
R