Perun, pies i puszcza

Perun jest bogiem ognia, ale ten nasz Perun, z Żubraczego był bogiem mroku, wszystkiego, co w człowieku złe, cieniste, straszne i bolesne. Postura małego, złośliwego gnoma, z siekierką na przedłużonym stylisku penetrował bieszczadzkie ostępy, pod pazuchą obrzyn nierzadko tkwił ukryty. Perun zabijał inne stworzenia, pozbawiał je życia, istnienia, nawet chyba duszy, zdawało się, że mordowanie śmigłych jeleni, saren, wilków i borsuków, w ogóle wszystkiego, co było napełnione krwią, to jego-Peruna przeznaczenie. Zabierał im światło, zabierał dumę, zabierał bicie serca, zabierał wszystko, co najcenniejsze-życie całe. Kto Perunowi dał to prawo kata, nikt nie wie, może to Perun był tak butny, że sam sobie je przyznał. Niski, przygarbiony z wąsem kryjącym jego złośliwy uśmiech, albo coś, co przypominało uśmiech. Razem ze swym psem jak cień przemykał między czterema bieszczadzkimi porami roku, jedyne stworzenie, które było w stanie znieść perunowe towarzystwo, to ten pies, znosił je, dlatego, że się go bał. Przeraźliwie. Czuł ten pies myśli perunowe i wiedział, że w tych myślach nie ma litości, jeśli pies zawodził Peruna, znikał i Perun mówił:

-Musiałem się go pozbyć. – I tego psa już nie było nigdy więcej, aż pewnej wiosny narodziło się szczenię, którego przeznaczeniem było zemścić się za swoich braci – psów, pomordowanych i za te zwierzęta, co z tymi psami wspólnie pomordowali, i kiedy zmężniało to szczenię i grudy mięśni nabyło, Perun go kupił i wyszkolił, a Perun go kupił żeby ten pies się mógł na nim zemścić i on nie wiedział o tym, że tak będzie, ale tak się miało stać. I przyszedł dzień, kiedy ten pies zepchnął Peruna ze stromych schodów, wiodących na poddasze, gdzie oprawiał te zabite istoty. Pies aż do chwili, w której skoczył na pierś Peruna i pchnął go potężnie łapami i jeszcze w tej piersi biło to czarne, złe serce jego, aż do tej chwili udawał, że jest wierny, i że się Peruna boi, ale pies nie był wierny i się go nie bał, tylko chciał żeby tak myślał Perun i kiedy leżał on już z zakrwawioną czaszką u stóp schodów, a żył jeszcze i pewnie chciał żyć, bo tak mówiły jego oczy, pies nawet się nie zatrzymał, przeskoczył Peruna i zniknął w lesie, w puszczy przedwiecznej, którą tylko jest w stanie opisać William Faulkner i nic, że tamta jego puszcza żyje nad Missisipi, a psa nad Solinką, bo pies chyba nie był psem i on chyba przed zemstą czytał Faulknera i zrobił co mu kazała Ona – ta puszcza przedwieczna, gdyż nie mogła już tego znieść…. Tego życia Peruna….

 

Powrót

R