Oko kurczaka

 

 

         Edek „OKIEJ”, nasz klient od zarania Siekiery, pseudonim od ciągłego powtarzania – okey, okey – a właściwie spolszczonego – okiej, okiej. W miarę spożywania „okiej” dominowało wszelakie słowo.

Edek pracował w ciśniańskim nadleśnictwie. Zbliżał się czas do przejścia na emeryturę, ale Mojry przerwały nić edkowego żywota i ZUS miał kupę radochy. W firmie zajmował się między innymi sadzonkami drzew, a że ja jestem nałogowym „sadzaczem” zawsze skapnęło mi coś z pańskiego stołu. Drogę do mojego domostwa strzegą modrzewie, już pokaźnych rozmiarów, kiedy nią wędruję, w dłoniach ich gałęzi widzę twarz Okieja. Zdecydowanie lepsza forma upamiętnienia człowieka niż nagrobek.

Lubiłem rozmowy z Panem Okiej. Praca barmana ma jedną piękną zaletę, możliwość wysłuchiwania ludzkich historii, które dla początkującego literata to diamenty, grudy złota i kilogramy srebra. Jestem przekonany, że ksiądz nie dowie się tego wszystkiego przy spowiedzi. W barowym konfesjonale wierni spowiadają się po aquavicie, a to rozluźnia sumienie. Jest jeszcze jedna różnica, kapłan wysłuchuje najczęściej smutki i boleści, a u nas ten stan ducha jest przemieszany z iście renesansową radością. Mało ludzi słyszało gromkie wybuchy śmiechu z budki księdza, więc gdybyście potrzebowali trochę rozrywki zapraszamy do Siekiery na wesołą spowiedź, „Panów Policjantów Boga” również. A oto jedna modelowa…

Marcowy dzień, wszyscy jesteśmy przytłoczeni szarością świata, zimno, ciemno. W pojedynczym człowieku lęgnie się wówczas jakaś okrutna bieda szargająca go od wewnątrz.

Zaskrzypiały wejściowe drzwi, wszedł Pan Edek, wymiana uprzejmości. Z mojej strony pada pytanie: Co tam słychać we wszechświecie? „Nic, urwałem się z domu, dzisiaj zabijają kurczaka, nie mogę przy tym być.” Edek rozwija temat. „Kilkanaście lat temu hodowałem od maleńkości kurczaki, z małych żółtych kulek wyrosły piękne, dorosłe ptaszyska. Odwlekałem myśl o przeznaczeniu tego chodzącego mięsa, ale w końcu żona przycisnęła mnie, nazajutrz miało się dokonać to, czego się lękałem.

Wstałem o świcie, całą noc nie zmrużyłem oka, myślałem o kurczakach. Nigdy jeszcze niczego nie zabijałem! Wziąłem się w garść, im szybciej, tym lepiej. Ująłem za stylisko siekierę i pewnie, tak mi się wydaje, wszedłem do kurnika. Kurczaków było dwanaście sztuk, złapałem pierwszego z brzegu za skrzydła i ułożyłem mu łeb na pniaku do rąbania drewna, uniosłem siekierę i chwilę się zawahałem, ale ciężar metalu przekonał moją rękę, i ciach. Łeb odleciał w trociny, a mnie oblała krew. Zamiast puścić korpus skazańca trzymałem go nadal i żałowałem swego uczynku, a ciepła czerwona ciecz spływała po mych ramionach i twarzy. Tłum pozostałych skazańców stał nieruchomo i po egipsku, z profilu przyglądał się jedenastoma źrenicami prosto w moje, kata zakłpoptanie.

Wiedziałem, że one są świadome swego losu. To było straszne. Upadłem na kolana i przytuliłem okrwawiony tułów kurczaka, namacałem głowę w trocinach i trzymając ją w dłoni miałem nadzieję, że to się odstanie. A jedenaście źrenic przeszywało mnie igłami na wskroś.

Poderwałem się z klęczek i z krzykiem wybiegłem z kurnika. Przy studni myłem dłonie, a na nich ciągle byłą krew stworzenia. Wróciłem na miejsce zbrodni, otworzyłem drzwi i powiedziałem do wszystkich: odejdźcie, odejdźcie, ale szybko. Kurczaki z niedowierzaniem, nieufnie podreptały na dwór. Usiadłem na pieńku, ukryłem twarz w mroku i przesiedziałem tak chyba godzinę, a jedenaście źrenic wpatrywało się w moje sumienie.”

Edek zamilkł, opowieść dobiegła końca. Skwitowałem: Tak, może się odechcieć rosołu.

Po kilku piwach Edek wyszedł zamyślony w labirynt ludzkich uczynków i wyborów.

 

 

P.S.

Do księży – powinniście mieć w konfesjonałach flaszeczkę i kieliszek stugramowy, gdy spowiedź idzie niemrawo, mówisz: Pan sobie walnie setę… a później zobaczymy…

I jeszcze jedno. Ta świecka spowiedź nie była wesoła. Okazuje się, że spowiedź jest uniwersalna, to żyganie sumienia.

 

Powrót

R