Największy impotent w Bieszczadach

 

 

 Książe ekstremalnej rozrywki – Jajo, kiedy zaczynał się bawić wiadomo było, że będą ofiary. Nieliczni mężowie na tej ziemi potrafili dotrzymać mu pola. Podczas biesiady Jajo, skrupulatnie kontrolował stan napełniania kieliszków i czy aby w towarzystwie nie występują maruderzy. Tempo nasączania organizmu było dla wielu zabójcze, padali pokotem na ławach i pod nimi, a Jajo triumfował. Ostatni, którzy ocaleli mogli liczyć na nagrodę: dreszcz finału, pokaźną dawkę adrenaliny, przerażenie.

Moderator rzeczywistości – Jajo, wybierał losowo uczestnika biesiady i zaczynał z nim grę polegającą na badaniu odporności psychofizycznej w kąpieli C2H5OH. Nie znam innych zwycięzców tej zabawie oprócz Jaja.

Pomyślałem sobie, że gdyby amerykańscy Marines powołali Jajo na sierżanta szkolącego, to ci, którzy by przeżyli szliby do Mordoru jak na niedzielną wycieczkę. Podziw mój wzbudzał Jajo również brakiem poszanowania wszelkich autorytetów, które błyskawicznie sprowadzał na ziemię w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Razu pewnego Jajo miał przyjemność spożywać alkohole z Krezusem bieszczadzkim, człowiekiem majętnym, aż do „wyrzygania”. Nie wiem, co się wydarzyło wcześniej, ale w mroźny zmowy dzień Jajo spowodował własnoręcznie, że potentat finansowy w przyśpieszonym trybie przemieścił się po kilkunastu schodach w dół, wykonując efektowne salta, poczym podniósł się na klęczki i z niedowierzaniem wybełkotał: „To mnie, największego impotenta w Bieszczadach po schodach…”.

 

P.S. Człowiek bogaty aż do „wyrzygania” według Janka Sz. to osobnik, który może sobie kupić tyle wina prostego w jeden dzień, że nie jest w stanie sam go wypić.

 

Powrót

R