Modlitwa Grześka

 

Piekło się Matko przeze mnie przelewa

Jestem jak igła w kraterze wulkanu

Przez oczko tej igły Niagara lawy się leje

Nie mogę jej powstrzymać

Piekło się Matko przeze mnie przelewa

Zastępami bólu, hordami smutku

Legiony ciemności przeze mnie maszerują

Piekło się Matko przeze mnie przelewa

Już nie mogę ustać, już nie mogę walczyć

Siły mi wyssało, krew z gorąca zgęstniała

Serce boli przeraźliwie, nie mam już czym oddychać

Piekło się Matko przeze mnie przelewa

Z samotności straszliwej

Sznur wisielczy utkany

Dynda mi przed głową

Wybaczcie mi, już nie mogę

Piekło się Matko przeze mnie przelewa…

 

  Grzesiek próbował uruchomić w garażu Siekierezady „Czapajewa”, który stał nieodpalany trzy lata, później wzięliśmy się za rozrusznik w Internationalu. Grzesiek zawsze uśmiechnięty, mechanik-amator – złota rączka. Zdiagnozował usterkę w rozruszniku, ale na miejscu nie można było go naprawić więc umówiliśmy się za kilka dni. Za te kilka dni spotykam Marka Co Nie Robi Nic, który paraliżuje mnie lakonicznym spojrzeniem:

- Straciłeś pracownika, Grzesiek się powiesił…

- Kiedy?

- Dzisiaj w nocy.

   I zobaczyłem tę noc, a lepszej Grzesiek nie mógł sobie wybrać, błyskało, grzmiało, lało i zacinało deszczem, akompaniował temu wszystkiemu jazgot wilków, Szatan koncertował na swych Hammondach. I jak zawsze po odejściu człowieka poczułem się dziwnie, bo przecież jeszcze wczoraj z nim ktoś rozmawiał, ktoś pił piwo, ktoś się śmiał, a dzisiaj to wszystko jest kłamstwem, nieistnieniem i od razu przypomniało mi się wspomnienie mojego ojca, który był szeryfem w Cisnej przez długie lata,  opowiadał mi jak poznał ojca Grześka. Na początku swej pracy jako nowicjusz – zastępca szeryfa spotkał na drodze dziwną postać, jak to określił nie z tych lat. Człowiek ten ubrany był w płaszcz w kratę i spodnie z przed co najmniej dwudziestu lat, niski, przykurczony truchtał w stronę Cisnej. Ojciec wylegitymował osobnika, jedynym dokumentem jakim ten posiadał było zaświadczenie o zwolnieniu z zakładu penitencjarnego i na tym papierze był „ostry paragraf” – morderstwo. Na posterunku ojciec sprawdził telefonicznie w komendzie wojewódzkiej za co zwolniony siedział. I tutaj trzeba by dać bardzo długą pauzę, a później jeszcze jedną – ojciec Grześka wyszedł zza krat po odsiedzeniu dwudziestu lat za morderstwo, morderstwo dokonane na dziewczynce, na dziecku. Pokrótce wyglądało to tak – wziął za rączkę dziewczynkę w drugą siekierę i poszli na spacer do lasu…

   Ojciec Grześka osiedlił się w pobliżu Cisnej, wtedy jeszcze nie był jego ojcem dopiero miał go spłodzić, a do tej siekiery miał jakieś dziwne zacięcie, bo opowiadał mi Władek, który pracował z nim w lesie, że siedząc przy ognisku na przerwie oni rozmawiali, a ojciec Grześka milczał aż w końcu patrząc na leżącą siekierę rzekł ni z gruszki ni z pietruszki:

- A jakbym wziął tę siekierę i walną kogoś w łeb?

   I tak Grzesiek gdy szedł się wieszać nie był sam, prowadziła go ta dziewczynka, która nie wróciła ze spaceru i pewnie gdzieś w genach ojciec Grześka przekazał mu ten obraz jak było z tą siekierą, ale ani ja, ani Grzesiek, ani chyba nikt nie chciałby tego wiedzieć…

I jak Grzesiek się już powiesił to zostawił kobietę, którą odbił z miłością wielką innemu facetowi. I jak ją zobaczyłem po tygodniu od pogrzebu, to twarz miała jak ta ziemia, którą Grześka przysypali i bardzo chciałbym żeby to co napisałem było tylko przerażającą i wzruszającą fikcją literacką, ale to jest tylko reportaż z tego co życie i śmierć po społu napisało.

…i piekło się Matko przeze mnie przelewa

Jestem jak igła w kraterze wulkanu.

Powrót

R