Mmm… Makabra!

 

Zygmunt systematycznie uczęszczał na koncerty co czwartkowe, organizowane nad „siekierą” w galerii, po każdym odsłuchanym kawałku gromko wykrzykiwał:

-Mmmm.. Makabra… Mmmm… Makabra!

Nieraz zdarzało mu się spontanicznie w środku utworu „Mmm… Makabra” i wówczas odrobinę to wytrącało wykonawcę z rytmu. Oczywiście „Mmm.. Makabra!” oznaczało pozytywną recenzję i wyrażało wstrząśnięcie emocjonalne odbiorcy. Jeśli mówimy o sztuce to teraz troszkę o modzie. Zygmunt ma bardzo skomplikowany wystrój odzieżowy, nie mówię tu o tych spodniach, w których poszedł do urzędu gminy i rozsiadłszy się w fotelu u pani wójt ujawniły się jego klejnoty rodowe, a Zygmunt rzekł krótko:

-Mam interes.. – i było to takie dwuznaczne, bo nie wiadomo czy chodziło o ten jednoznaczny nagi interes, czy inny.

Powracając do wystroju odzieżowego – Zygmunt nosi obwisłe, trochę hip-hopowe jeansy, na łańcuszku takim, jakie mają tirowcy, bądź motocykliści nosi uwiązany portfel, na drugim pęk kluczy, wyżej koszula flanelowa i kamizelka skórzana z odznakami, a to wszystko zwieńczone kowbojskim kapeluszem z bażancim piórem od Kazka Flapsa. Nieodłącznym elementem jego wystroju jest czerwony dodatek – staromodny rower, na którym z górki zjeżdża na luzie z domu do knajpy, a w powrotną drogę podpiera się nim.

Zygmunt wpieprzył się w skomplikowaną transakcję finansową, a to wszystko przez bezgraniczną samotność. Okazuje się, że człowiek w takiej potrzebie chętnie darmo coś sprzeda, byleby ktoś się nim zainteresował to nawet sprzeda bez pieniędzy i jeszcze dołoży coś od siebie, byleby przez chwilę ktoś się nim zajmował. Niewiarygodna potrzeba akceptacji i kosmiczna samotność pchnęła swym potężnym palcem czerwony rower wraz z Zygmuntem w otchłań szaleństwa. To zwariowanie jest takie ładne, takie trochę dziecinne, można powiedzieć, że Zygmunt jest ikoną smutku samotności i bezradnie poszukuje kontaktów z innymi istotami, by załatać tą ziejącą czeluść pustki. Zygmunt by to uczynić wymyślił wiele nowatorskich rozwiązań. Pewnego razu kupił sobie klacz – Modenę, ale wkrótce uczynił ją taką samotną jak on sam, więc wymyślił, że będą czytać książki, by znaleźć odpowiedź jak inni poradzili sobie z tą dziwką – samotnością i przywiózł na plac kilka taczek książek z likwidowanej szkolnej biblioteki, które razem czytali. Modena najchętniej czytała (czyt. Żuła twarde, kartonowe oprawy. I kiedy przeczytali dwie taczki tych dzieł, nie znaleźli odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Niezłomny Zygmunt spróbował inaczej – wszedł w posiadanie gotówki i próbował sobie kupić miłość i przyjaźń ludzi, ale to też była ślepa odnoga na rozwiązanie problemów człowieka i konia, bo istoty przekupne nie mają do sprzedania prawdziwych uczuć i Zygmunt próbował pomagać takim istotom zagubionym i bezdomnym jak on i jego koń, ale one były jeszcze bardziej przeraźliwie samotne, bo nie miały nawet domu, a Zygmunt miał, więc czyniły te istoty jeszcze większy przeciąg samotności, w którym było jeszcze zimniej i mroźniej. I ja też usuwałem Zygmunta z „siekiery”, usuwałem jego potrzebę okiełznania samotności, bo kaszlał ludziom do żurku i schabowego i to było nieestetyczne i jak tak patrzyłem na to wszystko, co czynił on by nie utonąć w oceanie samotności, to pomyślałem sobie, że człowiek jest zdolny do wszystkiego by tylko nie być samemu z sobą i nie tylko człowiek, bo klacz Modena też poszukiwała jakiejś istoty, z którą mogłaby dzielić swą samotność, a to zaprzyjaźniła się z czarnym kotem bez łapy, ale on wpadł pod samochód i Modena szturchała go pyskiem o świcie na tej drodze jego śmierci, ale nie była w stanie nawet swą bezgraniczną miłością do tej istoty spowodować by żył dalej, a to zakochała się w psie Władka, ale on nie zrozumiał jej szczerych intencji, szczególnie wtedy, gdy klacz nadepnęła ma na łapę. Jak ją tylko widział uciekał co najmniej kilometr galopem i tak Zygmunt i Modena cierpieli swą samotność samotnie, bo istota, która cierpi na taką chorobę nie może obdarować drugiej czymś innym, tylko tym co ma i jak tak patrzę na tego Zygmunta i tą Modenę to mogę powiedzieć tylko to, co mówi Zygmunt na czwartkowych koncertach:

-Mmm… Makabra! Mmm.. Makabra….

 

Powrót

R