„Mistrz
marionetek, czyli druga heroiczna śmierć Jacka”
Wchodzi do”Siekierezady” Maciej
Nowak ekspert od spraw różnych i mówi Jacek nie żyje, jego jestestwo jest
utracone dla nas na wieki.
Proszę Nowaka by usiadł na „martwym”
stołku barowym i opowiedział nam jak to się stało.
Oto jego smutna historia o umieraniu
Jacka. Jak nam wszystkim wiadomo Wołomin to taka większa Cisna, w której
ostatnimi czasy rządzili gangsterzy o bardzo wyszukanych pseudonimach- „Masa,
Kiełbasa, Boczek i Kaszana”. Życie w tym uroczym miejscu płynie wolno i sennie,
tu ktoś dostanie w łeb bejsbolem, Wieśka ciachli siekierką po plerach, nie
mniej uratowała go skurzana kurtka, tak jakoś nikt się nie wychyla, ani nie
sili na jakieś wyrafinowanie, tak po prostu pałą drewnianą po łbie i siekierką
po plerach- Wołomin i chuj.
Jacek wracał właśnie z ogniska,
przez pomyłkę spalili mu stoisko z telefonami na które ciężko utyrał kasiorkę,
a wszystko przez zbieżność nazwisk, „Kaszana” nie zadał sobie trudu by
zweryfikować NIP-y i PESELe.
Wędrował tak przez uśpiony Wołomin i
dotarł do rzeczki o imieniu Czarna, która niosła szlam moralny mafiosów do
morza, spoczął na pachnącej nocą trawie i wbił wzrok w rtęciowe lśnienie cieku,
wyciągnął zmiętą kanapkę z pomidorem i z lubością wgryzał się w jej treść.
Jego wzrok padł na płynącą podpaskę, „o
rybka”- stwierdził, rzucił jej okruszki chleba i „co rybko nie chcesz
jeść?”- podpaska nie była głodna, za nią z dumą dryfował produkt gumowy zwany
„kondomem”. „O meduza”- zachwycił się Jacek, jakie życie i świat są
piękne- dodał.
W pobliżu rzeczki cichutko
chrzęściły łopaty wybierające dół silnymi dłońmi żołnierzy „Kaszany”. Chłopaki
zakopywali właściciela kantoru, bo nie chciał się opodatkować dobrowolnie, te
sielskie odgłosy działały uspokajająco na Jacka, o mało nie przysnął. Nagle z
mgieł wynurzył się potężny krążownik rakietowy o imieniu „Piotr Wielki”, który
jak podawali w mediach miał być w Wenezueli, a on cichaczem przemykał się
po wołomińskiej rzeczce, na mostku kapitańskim premier Putin przygrywał sobie
na bałałajce do pięknych ruskich romansów, a na pokładzie prezydent Miedwiediew
siłował się z niedźwiedziem, tak dla zachowania formy. Miś był cały czas
wkurwiony, bo przegrywał. Jacek nie mógł oderwać oczu , od tej płynącej potęgi,
okręt zatrzymał się, wysiadł z niego po drabince sznurowanej majtek Wołodia i
prosto z mostu zapytał i wyjaśnił: [Paljak kuda na Warszawu]. Jacek ufnie
wytłumaczył: „Chłopaki płyńcie prosto ze dwa kilometry, obok „mety” babki Józefy u której kupujemy tanio berbeluchę
skręcicie w lewo, cały czas prosto i dopłyniecie do Wisły, później tylko
dziesięć mil morskich i jesteście w stolicy. [„Spasiba, nawigacju u nas
padachła”].
Majtek Wołodja zostawił Jackowi za
pomoc litr wódki „Gorbaczow” i małe radyjko mówiąc: [„Charoszyje mielodje- Lube
często grają, Kalinina toże a i Gacmanowa.”] I jak szybko się pojawili, tak
przepadli całym „Piotrem Wielkim” w wołomińskich kanalikach. Jacek z
podziwem wyszeptał:”Kurwa oni płyną całą Moskwą po tym ciurku- „Ci ruscy to
mają łeb”.
Usiadł i pociągnął łyk wódki-
„Dobra, destylują cholery należycie”, i włączył radyjko i wsłuchał się w
rosyjskie romanse, których brzozy jesiennym liściem sypią kojącym szumem, a
samowar grzeje duszę lepiej niż samogon, a Wołga płynie i płynie jak
Jackowe dni.
Pieśń poczęłą przeplatać się ze snem
ukojonego człowieka utulonego miłym dźwiękiem i skutecznym trunkiem. Na
horyzoncie z Warszawy rozlegały się głośne huki i rozbłyski.
To krążownik rakietowy „Piotr
Wielki” zacumował przed pałacem prezydenckim i oblegał tych dwóch co ukradli
księżyc, którzy w hełmach z Muzeum Powstania Warszawskiego ukrywali się w
dębowej szafie z teczkami IPNu. Krążownik pracował na dwie strony, z lewej
burty napierdalał salwami najnowocześniejszymi rakietami
„Jobniesz-Prapadniosz”, z drugiej burty majtek Wołodia z kumplami
handlował papierosami, wódą i tanim paliwem.
Wojna przybrała dwubiegunowy
charakter, społeczeństwo radowało się z „kurtuazyjnej” wizyty krążownika a
władze strasznie wkurwiały, ale to Jacek i Placek wypowiedzieli wojnę Rosji, więc
niech walczą dzielnie. Bracia ostrzeliwali się z pożyczonego z muzeum
łuku, którym Mieszko I zastrzelił Heroda Wielkiego, mieli w zanadrzu miecz
„szczerbiec”, ale to na czarną godzinę by popełnić „seppuku”. Nad Czarną w
Wołominie Jacek przytulony do radyjka śnił cudowny sen, że jest wolny jak
„taczanka” na stepie, nagle muzyka ustała, Jacka wrażliwego na dźwięki
wybudziło to z błogości, rzekł do siebie: „Kurwa, pewnie chińskie.”
Pociągnął solidny łyk „Gorbaczowa” i
jął manipulować pokrętłami na radyjku, pod czerwonym pisało: „Opasno wpizdu na
zad”. Nacinął myśląc, że radyjko ruszy, ruszył ale krążownik „Piotr Wielki”,
majtek Wołodia przez pomyłkę wręczył Jackowi tajne urządzenie do cofania
rzeczywistości. Krążownik jął dopieprzać w górę Wisły, Putin grał na bałałajce
do tyłu, Miedwiediew siłował się z niedźwiedziem do tyłu a wielcy mali bracia
zwrócili artefakty do muzeum. Okręt przepływając obok Jacka zabrał mu radyjko,
a gdy chciał zabrać flaszkę „Gorbaczowa” Jacek nie wypuścił jej z dłoni broniąc
jak niepodległości, zadziałały jakieś wielkie siły i wchłonęły Jacka w czarną
dziurę, przewlekło jego ciało i duszę przez wszystkie kręgi piekła Dante’go po
czym wypluło martwego na grobie Nieznanego Żołnierza. Nikt nie wiedział o heroizmie
tegoż, ale „bracia” potrzebowali namacalnego ciała jako ofiarę najeźdźców ze
wschodu, ucieszyli się z tego daru niezmiernie, tydzień trwały żałobne
uroczystości państwowe, flagę opuszczono do trzy czwarte i nazwano jeden plac
imieniem nieznanego ciała. Potrzeby polityczne nadążyły za autentyzmem życia,
oto Jacek przez radyjko jak władca marionetek niechcący uczynił kolejny „Cud
nad Wisłą”. Na uroczystym pogrzebie odegrano też niechcący kawałek Metallicy
„Mistrz marionetek”, mieli w nutach Rotę, ale większość orkiestry była narąbana
tanią ruską wódką, więc trochę się pomieszało.
Po roku od tego zdarzenia odsłonięto pomnik, który miał cztery ręce jak
hinduski bóg, w pierwszej trzymał łuk, którym Mieszko I zastrzelił Heroda
Wielkiego, w drugiej miecz „szczerbiec”, w trzeciej paczkę fajek Prima a w
czwartej 0,7 flaszkę „Gorbaczow”.
Cześć twej pamięci bezimienny
bohaterze –Jacku
.
R