Mietek pękł
Kwietniowy dzień, spokojny po
szaleństwie nocnej burzy. Pracujemy z Mietkiem przy „Garażu Siekierezady”.
Mietek jest nerwowy i niespokojny, nie pije już ze dwa miesiące, a założył
sobie plan ambitny – do pierwszego maja. Jest dopiero ósmy kwietnia i Mietka
chuj strzela, bo to chyba już o wiele za długo – ta cała abstynencja. Za siatką, na torowisku chleją koledzy Mietka, widząc ich jak przechodzą przy
„siekierze” Mietek wydziera się do nich:
-Wy chuje, gorzej niż szmaty, tylko się
najebać, nic więcej…
Patrzę na Mietka zdziwiony jego nienaturalną agresją w stosunku
do kolegów i
mówię:
-Mietek, chyba bardziej krzyczysz do siebie niż do nich.
Ten nic nie odpowiedział tylko szybciej zaczął napieprzać łopatą.
Nie chciałem mieć racji, ale już nazajutrz okazało się, że
Mietek pękł i moja diagnoza była słuszną. Byłem z nim umówiony na godzinę ósmą
i kiedy przyszedł od razu zauważyłem zmianę na jego fizjonomii, miał
charakterystycznie wykrzywiony ryj, taką asymetrię ma
wyłącznie jak jest najebany.
Wyciągnąłem palec w jego kierunku jak bóg na fresku w kaplicy
Sykstyńskiej i krzyknąłem:
-Piłeś chuju!!
Mietek bez chwili wahania powiedział:
-Tak, wypiłem, a wczoraj krzyczałem do siebie… - dodał ze
smutkiem w oczach….
R