Marek Co Nie
Robi Nic i Komunia
Siedzimy na
starej desce w przerwie od roboty, ja, Marek i Tadek Zgrzewka. Rozmawia się o
różnych rzeczach. Marek pyta się Tadka:
-Która godzina?
-Piąta – odpowiada Tadek patrząc na
wyblakły cyferblat ruskiego czasomierza – Dostałem go na komunię – dodaje z
nostalgią.
-A ja dostałem na komunię wpierdol –
krzywi się boleśnie Marek, jakby to było wczoraj.
-Dlaczego? – pytam.
-Krowy weszły w szkodę, a ja byłem
nad rzeką, było tak ciepło i chciałem sobie popływać, jak wróciłem do domu
dostałem od Starego styliskiem od wideł, że do dzisiaj pamiętam to na plecach,
a zegarek, który miałem dostać wyjebał do gnojowiska
Marek spojrzał w kierunku
ciśniańskiego cmentarza, gdzie jego ojciec za życia pełnił zaszczytny obowiązek
grabarza, a teraz leży spokojnie ze swoimi podopiecznymi.
Widząc jego smutny wzrok pomyślałem
sobie:
No tak, Pezex (pan ojciec Marka)
traktował żywych na równi z umarłymi, wychodząc z założenia, że życie jest
tylko przedsionkiem śmierci, nieistotnym epizodem, stąd brak szacunku dla
niego, stąd Marek Co Nie Robi Nic – nie robi nic i ma pokaźny problem
alkoholowy, a prezent na komunię wyszukany i niebanalny.
Nie ma jak na takie święto
pobłogosławić syna wpierdolem….
R