La Isla Bonita

Raj utracony

 

 

       Stworzył Pan Adama I Ewkę, osadziwszy ich na cudnej wyspie okolonej szmaragdowym morzem pełnym rekinów, zafundował im po chuju wczasy, zielone parasole palm, żółty piasek, brak wstydu i zahamowań powodował że Stwórca często musiał odwracać wzrok jak Adam chędożył Ewkę po krzaczorach, na otwartej przestrzeni, w sadzawce ze złotymi rybkami na palmie i pod nią, w końcu zaczęło to już być monotematyczne.

Podrapał się Pan po łysej głowie z resztkami siwych włosów i dupie która trochę Go swędziała od siedzenia na niebiańskim tronie i rzekł:

- Toż dam im jakieś zdolności bo zaruchają się na śmierć i tak wymyślił dla Adama.

- Zainteresowania techniczne, a dla Ewki cierpliwość do ścibolenia nad szydełkowaniem wycinankami, malowaniem pisanek i mieszkań całych też.

 

 

Pierwsze objawienie umiejętności

 

 

       Ewa przeciągnęła się o świcie i zachęcająco spojrzała na Adama co by się trochę poruchać, a Ten poderwał się na równe nogi i poleciał nad brzeg morza po wielką muszlę, zrobił sobie z niej łopatę i zaczął kopać rów od morza po palmy.

Zaciekawiona Ewka podeszła i zapytała się:

- Będziemy się w tym rowie chędożyć?

- Głupia – odparł Adam, pociągnę takie linki z liany, z drzewa żelaznego, wsadzę je do dupy węgorzom elektrycznym i będziemy mieli prąd, będziesz mogła mieć mixer cola- cao i robić budyń ze spermy wieloryba i orzechów palmy kokosowej.

I tak Ewka dostała od swego machizmo nawet maszynę do szycie, Adam złapał małego krokodyla, przywiązał go do pieńka, wsadzało mu się do ryja kawałek skóry a mały Kainek (dziecię co to się powiło), napierdalał gadzinę drewnianym tłuczkiem po łbie, krokodylek zaciskał japę i otwierał (z wkurwienia), tak to czyniąc dziurki w materiale.

Ewka wyszywała, plotła, nadziewała, po jakimś czasie dorobili się w chuj sprzętów co to było trza o nie dbać, składać, przekładać, i nie mieli już nawet czasu na miłe ruchanie.

Razu pewnego, wieczorem, kiedy mały Kainek już zasnął zmęczony dręczeniem maszyny do szycia, Adam włączył lampkę z meduzy zasilaną węgorzami elektrycznymi, spojrzał smutno na Ewkę i rzekł:

- Od kiedy Bóg ofiarował nam te zdolności, zrobiła się taka jakaś chujnia, meduza przygasła, Ewka coś tam dziergała w skórze i krzyknęła:

- Idź że powkurwiać kijem te pieprzone węgorze bo światło siada.

Adam poszedł na brzeg oceanu wszech rzeczy i napierdalając elektrownię po głowach rzekł w niebo do Stworzyciela:

-Jakoś tak nie wyszło Ci Panie, zajebała nas codzienność….

Ojciec co siedzi w niebiesiech strapił się, podrapał się po owłosionej piersi i rzekł by „umyć” ręce od tej całej checy …

….. No to kurwa wiecie co? …... to Ja wam daję ….. wolną wolę.

I wstał z tronu gwiaździstego, odpalił hulajnogę na Eko paliwo jonowe i wypierdolił w otchłań niebios na wczasy, które trwają do teraz (może go co zeżarło w ciepłych rejonach kosmosu).

Wrócił przygarbiony Adam do Ewy i zakomunikował:

- Pan dał na wolną wolę …

- A na chuj mi tam jakaś wolna wola, jak mi meduza przygasa, zepsuł się krokodyl, Kainek mu zęby powybijał przez przypadek, a w ogóle nie mam czasu na nic bo do tego wszystkiego mam jeszcze okres, to i na wolną wolę nie mam też, nie zajmuj się pierdołami tylko idź nastaw pawiana na rano, bo trzeba się obudzić o świcie i zmienić węgorze na świeże, bo nie będę po ciemnicy prać i szyć.

Poszedł Adam do klatki z pawianem i pierdolnął go maczugą w łeb, zazwyczaj o świcie zwierz odzyskiwał przytomność i darł się w niebogłosy budząc wszystko.

Zrezygnowany i udręczony Adam ułożył się do snu i przypomniał sobie jak było pięknie bez Nietzschego ….

 

Powrót

R