Kryzys
tożsamości
Za
Siekierezadą, na torowisku wąskotorówki znajduje się neoplatońska szkoła
filozoficzna, a raczej luźno porozrzucane myśli, fragmentaryczne koncepcje,
niedokończone przepowiednie i niejednokrotnie, chociaż jeden filozof śpiący na
kamieniach z głową na szynie, wsłuchany w głosy wszechświata i tulący beczkę 2 litry
– wiśniową.
Otwierając lokal zawsze idę do
stacjonujących tam myślicieli, po natchnienie. Witam zgromadzenie:
– Cześć,
pijaki – w odpowiedzi:
– Tylko
sobie, nie pijaki. My jesteśmy smakosze – przekomarza się Cypis.
– Więc witam
Panów serdecznie i każdego osobna – mówię czule – Czy mamy coś nowego?
– Mam dla
Ciebie coś – wychynął z krzaków Mietek z reklamówką, wyciągnął z niej kamień
trochę mniejszy od własnej głowy i podsuwa mi przed twarz. Na wszelki wypadek
jestem czujny, chłopaki są znani ze zmienności nastrojów, w naszych
ciepłych relacjach to ja wolę pierdolnąć pierwszy, więc ostrożności nigdy dość.
– Po co ci
ten kamulec? – podejrzliwie zapytałem Mieczysława.
– No patrz,
tu ma nos, tu oczy, jest podobny czy nie?
– Do czego,
albo kogo ma być podobny ten kamor?
– No kurwa,
do mnie, do Mietka.
Zgodnie z
prawdą odpowiadam – Ni chuja, nie jest podobny do ciebie, jest podobny do
milionów kamieni znajdujących się w Solince.
– To ja
przytargałem ten kamień z Dołżycy – załamał się Mietek.
– Przykro
mi, ale nie jest to twoje lustrzane odbicie.
– To wyjebię
go, w chuj – jak powiedział tak uczynił, pierdolnął głazem w wysoką trawę.
Widownia
wybuchnęła śmiechem, Mietek wyraźnie zirytowany syknął:
–
Spierdalajcie.
Na tą
dramatyczną scenę nadeszła zawodowa artystka, a prywatnie moja żona -Agnieszka.
Mietek w akcie rozpaczy krzyknął:
– Chodź
tutaj Agniecha, te chuje się nie znają na sztuce, ale ty jako zawodowiec na
pewno rozpoznasz.
– Coś
namalowałeś? – zapytała Agnieszka.
– Nie,
gdzieś tutaj jest – Mietek ze spuszczoną głową chodzi po łące i tropi swe
dzieło, odwraca się i prosi – pomóżcie.
Ruszamy
wszyscy, szukamy Mietkowej głowy.
– No gdzieś
tutaj była – uspokaja Mietek.
– O! Jest –
krzyczy Cypis.
– No popatrz
– mówi Mietek do Agnieszki – Przecież to ja.
– Jedyne
podobieństwo to, że ten kamień jest na bazie okręgu, można by snuć daleko idące
spekulacje, że kubizm, modernizm, abstrakcjonizm, ale Mietek, tan kamień nie
jest podobny do ciebie, a raczej do twojego serca, które pewnie jest też z
takiej materii, ponieważ to, co robisz z sobą niezbicie o tym świadczy –
ekspertyza fachowca była miażdżąca.
Mietek zwiesił łeb w dół jak przeciążony
koń i wyjebał swoją kamienną głowę do Solinki z mostu kolejowego.
– To po chuj
ja ją targałem dwa kilometry z Dołżycy?
– Mówisz o
swojej głowie czy kamiennej? – zapytała Agnieszka.
P.S. Feralne zgubienie
kamiennej głowy naraziło Mietka na długotrwałe żarty. Wracając
z wędkowania mówię – Mietek, widziałem twoją głowę poniżej mostu, w
głębinie, pływały nad nią lipienie.
… i tak oto głowa
Mieczysława była wszędzie i nigdzie, nie było jej nawet na jego własnym karku…
R