Kranik w lewo – kranik w prawo – dwa pięćdziesiąt

 

 

       To były piękne czasy, wszelkie normy prawne, obyczajowe i Boskie nie uwierały tak bardzo, albo tak się tylko wydawało bo się o nich nie myślało.

„Siekierezada” była wówczas jedyną „karmicielką” na sporą część gminy.

Stałem przy pipie lejąc złocisty płyn, kranik w lewo – kranik w prawo – dwa pięćdziesiąt (nie było jeszcze lśniących firmowych nalewaków). Płyn ciekł złotą strugą, nie miałem pojęcia o zagrożeniach, dopiero z perspektywy czasu zauważyłem z przerażeniem że zostałem wciągnięty w gatunek filmowy typu horror, jedynie śmierć może być gorsza od tego zjawiska w które się uwikłałem – kapitalizm.

Kranik w lewo – kranik w prawo – dwa pięćdziesiąt.

Kranik w lewo – kranik w prawo – dwa pięćdziesiąt.

Do mojego sumienia i duszy jak do przepastnego wora zaczęły się sypać srebrniki i wypełniać go balastem cuchnącym piekłem.

To w końcu były czasy piękne, czy kurwa straszne?

I piękne i straszne.

 Kranik w lewo – kranik w prawo – dwa pięćdziesiąt …

 

Powrót

R