Jędrek Połonina – Kary Koń

 

Świt złotem obsypał mnie między

Skałami w Texasie

Bogactwem obdarował – żółtym piachem

Oparłem głowę o łęk siodła

Moje stalowe oczy – wczoraj budzące

Strach i lęk u bankierów

Dzisiaj znalazły ukojenie

W gorejących krzewach na pustyni

 

Krew leniwie sączy się z mojego boku

Kary koń zdycha obok mnie

Jego też dosięgła kula

Mam jeszcze siłę, wyjmuję z olstra

Winchestera, dobijam

Wiernego przyjaciela

 

Czekam na własną śmierć

Sępy czekają na mój kres

A kary mustang galopuje spieniony krwią

Grzywa piekielnym ogniem płonie

W oczach huragan bólu

A on nieustępliwie cwałuje

Do celu

 

Moje białe kości rozsypują się

Targane suchym wichrem

Z oczodołów wypełza grzechotnik

Między żebrami błyska

Srebrna dolarówka

Za dwa centy ołowiana kula

Zakończyła moją gonitwę

 

Strzał do kasjera

W National Bank

Dwie setki dolców

Przechulane w meksykańskich burdelach

Poker i whisky w saloonach

I znów strzał do kasjera

W National Bank

 

Całe miasteczko na karku

Ale mój kary mustang galopuje spieniony krwią,

Grzywa piekielnym ogniem płonie

W oczach huragan bólu

A on nieustępliwie cwałuje

Do celu

 

 

I w dniu śmierci mojej

Poznałem istotę wolności

- To ten kary koń, którego

Dobiłem.

 

Powrót

R