Jan Małpa –
Canis Lupus
Zaskrzypiały
drzwi wejściowe (te z Diabelskim małżeństwem) do Siekierezady oznajmiając
przybycie gościa. Wszedł jeden z bieszczadzkich książąt Jan zwany Małpa,
ubłocony od gumofilców po czubek głowy, już w stanie po spożyciu. Ryknął -
Cześć i spoczął z łoskotem przy wozie drabiniastym. Dostarczono przed
oblicze Jana wino Bieszczady z etykietką Miś Brunatny i tenże z sobą
samym, czyli Janem rozpoczął biesiadę. Kiedy przed Małpą przemaszerowało już
kilka „niedźwiadków” poczuł on dotkliwy, wilczy głód.
Pech chciał,
że w czasie, w którym Jan sięgnął po swą strawę w progi Siekierezady
wtaczała się wycieczka kuracjuszy z Iwonicza. Wydawałoby się, że jedzenie
ludzka rzecz, ale nie w przypadku Jana. Dobył z siatki zawiniątko w szarym
papierze ociekającym krwistą substancją i położył na stole. Kuracjusze
zatrzymali swój pochód i z napięciem obserwowali dalsze poczynania Jana, byli
jak zahipnotyzowani.
Bohater
przedstawienia, nie trudząc się rozpakowywaniem kawałka krwistego, surowego
mięsiwa wgryzł się w „temat” odrywając potężne kęsy, umazał przy tym swe
oblicze na czerwono. Jan zajęty konsumpcją dopiero po pewnym czasie dostrzegł
otaczających go widzów, wyszczerzywszy kły ryknął - Nie widzieliście, kurwa
głodnego?!
Wszyscy
pośpiechu opuścili Sikierezadę, a ostatnia wychodząca kuracjuszka zakrzyknęła -
Boże, oni tam żrą kogoś na surowo, kanibale!
Wyszedłem
za znerwicowanymi ludźmi i oświadczyłem celem sprostowania- To nie kanibal, po
prostu Jan Małpa, bieszczadzki wilk pożera wołowinę, swoje śniadanie.
W
tym czasie Jan ugrzązł na łykowatym ścięgnie i warczał głośno szarpiąc się ze
śliskim mięsiwem. Popatrzyłem na niego i dorzuciłem do oświadczenia - tak, ale
w sumie może to przerażać…
R