Jadę kurwa do Wołomina
W środku maja, jadę do Wołomina celem odpoczywania przed
sezonem, jak wszystkim wiadomo Wołomin to taki piździchuj
koło Tłuszcza, ale żyją tam tez ludzie bo muszą żyć
więc to ratuje to miejsce, no i mają też czołg, taki sam jak w Baligrodzie - T-34,
ładny, zielony, świeżo odmalowany. Przybywam do tego całego Wołomina gdzie
najważniejszymi osobami są: Maciek Nowak, Jezus, Burek, Królik, Bienias, Fazi, Misiek, Jaco (wprawdzie na
cmentarzu) i Grzesiek z Ryby. Najczęstszą formą rozrywki w tym miasteczku jest
przyswajanie alkoholu czyli nie jest źle choć dla mnie
wyczerpujące bom nie przywykły, ale to też nie do końca prawda bo oni coś tam
czynią żeby zarobić na to chlanie. Cały czas pada w tym jebanym Wołominie, ale
dzięki bogu mam co robić bo sobie kurwa wymyśliłem
zajebistą robotę, ale nie mogę Wam zdradzić tajemnicy jaką, bo wszyscy byście
zapierdalali do tej mieściny. Może czuję się odrobinę zagubiony między moim światem,
ale te matoły piękne, które mnie goszczą są przy mnie
i odczuwam ich ciepło, troski i opieki i kiedy zalewa mnie szarość myśli, jak
to niebo nad ich miastem, to wiem, że ci niedorobieńcy
boży przytulą mnie i ta świadomość mi wystarcza. Intensywnie wzbiera moja
tęsknota za Bieszczadami, ale chęć przebywania przy tym szemranym towarzystwie
powstrzymuje mnie przed powrotem. I ta cała zgraja ludzka: Maciek, Jezus,
Burek, Królik, Bienias, Fazi, Misiek, Grzesiek,
Syrenka, Poziomka i inni, których przepraszam, że nie wymieniłem mają w chuj wad i ułomności, są nimi wypełnieni jak worek
ziemniakami, ale są to takie piękne istoty, że pewnie jeszcze nie raz do nich
zawitam, bo patrząc na nich rośnie we mnie miłość do ludzi i ich światów.
Jestem szczęśliwy, że płynę z nimi w rzece czasu, że w tej wielkiej przestrzeni
kosmosu nie jestem sam. I wiem że jak się potknę i
upadnę to Oni mnie podniosą.
R