Impreza

Zygmunt – pustelnik z jedynej ciśniańskiej ulicy przygarbiony idzie w kierunku centrum, gdzie kilka knajp i kilka sklepów ożywia naszą małą gospodarkę. Stylistyka ubioru Zygmunta zachwyciłaby nawet największych kreatorów mody, na wybiegu w dziale „ekscentrycy” uplasował by się w czołówce. Na parkingu przed „siekierą” spoczął błogo na ławeczce, wyciągnął z kieszeni pocisk moździerzowy małego kalibru z II wojny światowej i z zapalczywością jął go szlifować papierem ściernym, grupka obserwatorów odsunęła się natychmiast, a jeden zapytał:

-Zygmunt, to nie wybuchnie?

-Eee chłopaki, taki stary rupieć? – i pocisk wypadł mu z dłoni na asfalt, jeden o słabszych nerwach, a był to chyba Adam padł na glebę… Po chwili wstał i zapytał:

-Zygmunt na co Ci to? Weź to wywal gdzieś w krzaki, a nie straszysz ludzi.

-Jutro idę na imprezę – będzie nasza władza, będzie ksiądz i nawet goście z powiatu, będę siedział z VIP-ami, uprałem sobie dzisiaj mój chaberkowy garnitur, będzie wódka i tańce.

-Ale po co Ci to cholerstwo? – naciskał Adam.

-A bo to wiadomo kiedy, co ci się przyda? – rzekł spokojnie Zygmunt oddając się bez reszty szlifowaniu pocisku….

 

Powrót

R