Gdzie jest
Baflo?
Zagubiony z
lotu
Już trzy dni nikt na mnie nie skrzeczał
w Cisnej, to znaczy nie darł się:
-Nie masz da mnie jakiejś fuchy za
pięć złotych.
Albo:
-Weź tego krokodyla, boję się go –
ta kwestia dotyczyła mojego psa doga niemieckiego, który jest przerażaczem dla
Bafla.
Dźwięki wydawane przez Bafla można
porównać tylko do zimowego skrzeczenia sójki, głęboko wnikające, niepokojące i
denerwujące. Nie powiem, żeby mi brakowało tego skrzeczenia, ale po trzech
kolejnych dniach, gdy nie spotkałem nigdzie tej naszej sójki z opuchniętym
ryjem zacząłem się niepokoić.
Pytam, więc Marka Co Nie Robi Nic:
-Co jest z Baflem?
-To nie wiesz? Wzięli chuja na odwyk
do Jarosławia.
-Aha.. czyli nie będzie nam skrzeczał,
co najmniej trzy miesiące.. – podsumowałem.
Jest czternasty styczeń, za oknem
dzieje się baśń zimowa, piękne płatki śniegu gubią się w przestrzeni miecione
wiatrem – przypominają ludzi bezradnie próbujących kontrolować swój los, po
czym upadają na ziemię i należą już do większej idei, należą do istoty zwanej
bielą – zapomnieniem kolorów, daltonistą wszechświata.
Tak samo jest z Baflem, wirował i
poruszał się we wszystkich kierunkach po agorze ciśniańskiej. Dla podtrzymania
wiśniowego koloru na swym licu wlewał w siebie wino karton
-Żyć bez alkoholu w samotności, czy
żyć z alkoholem i z kolegami?
Wszyscy wiemy, co wybierze Bafo po
odwyku, bo nie ma na razie takiej idei, która przyćmi karton wina
Więc między tymi wszystkimi
wierszami składam Ci Bafo życzenia:
-Trzymaj się Bafo na tym detoxie i
patrz za okno na ten piękny balet życia i śmierci płatków śniegu, które
nieubłaganie opadają w stronę nieskończonej bieli…
PS. I nie martw się Baflo o nic, na
razie we wsi skrzeczy za Ciebie sójka Klementyna, chodź wydaje mi się, że ona
nie pije wina….
R