Gaz 67 „Czapajew

 

Katalog części

Andrzej stał w marcowym dniu z dziesięciokilowym młotem w dłoni, słońce wychynęło właśnie zza Falowej, ale jakby się trochę przestraszyło skupionej twarzy człowieka i skryło się za draperią szarą chmur. Andrzej stał oczy w oczy z gazem 67 „Czapajewem” i tak się taksowali od dobrego kwadransa, z rozdętych nozdrzy stojącego buchała para, zdradzając wzburzenie emocjonalne. Na pobliskiej brzozie zaskrzeczała złowrogo sójka i jakby na jej znak, Andrzej wziął się do roboty. Najpierw w reflektory, później, dwa solidne pierdolnięcia w dwuczęściową maskę, ta odleciała na bok, sierpowy zamach i dziura w chłodnicy, zmiażdżone logo na grillu „gaz”, solidne pchnięcie na wprost i posypały się szyby, silnik teraz był odsłonięty.

-A teraz Carter – wychrypiał Andrzej i z gaźnika posypały się wióra.

-Teraz głowica – młot utknął na tłokach.

-Teraz kolektor wydechowy – i żeliwo z jękiem osunęło się pod maszynę – jeszcze tylnie światła i odkręcane błotniki, teraz czas na zegary….

Młot śmigał w dłoniach Andrzeja z wprawą, zahartowany przy łupaniu metrów w Bieszczadzkich lasach, mógł tak w nieskończoność, półtorej godziny wystarczyło, by z zadbanego „Czapajewa” została kupa żelaznego gruzu, z metodyką godną chirurga, Andrzej dotknął młotem każdą część i mechanizm pojazdu. Z dumą oparł się na trzonku narzędzia zniszczenia i patrzył z zadowoleniem na swe dzieło, za jego plecami słychać było plaskanie gumofilców po błocie. Odwrócił się – to właściciel najlepszej, osobowej fury na bazie, Czesiek nazywany przez okoliczne baby – pięknym.

Piękny Czesiek zrozumiał w mig sytuację, osunął się na kolana….

Andrzej rzucił młot w stertę, która kiedyś była pięknym „Czapajewem” i rzekł:

-To jest katalog części do Gaza 67, możesz wstać, a jak jeszcze raz dotkniesz Kryśkę, to napiszę tym młotem atlas anatomii człowieka – splunął w kierunku pięknego Cześka i energicznie wskoczył do kabiny swojego „dżemsa”, nacisnął starter i ruszył w stronę Wetliny po ładunek metrów….

Piękny Czesiek z rozpaczą w oczach ogarniał to, co kiedyś było jego gablotą, podniósł się z kolan i rzekł do grupy gapiów, która zebrała się nie wiadomo skąd:

-Nie warto było….

-Nie warto było…

Dobrze, że nie słyszała tego Kryśka, bo dostałby jeszcze w ryj od niej, a wszystkie chłopy rozumiały, że baba nie warta takiego automobilu, i dobrze, że nie słyszy tego moja żona, bo też dostałbym po ryju….

 

Powrót

R