Folkchlor
Ten koncert w Siekierze z automatu przechodzi do historii muzyki
rozrywkowej. Nasz zaprzyjaźniony artysta Arek Z. zakontraktował się na początek
sierpnia, że zagra coś na scenie Siekiery. Arek był w tak zwanym transie kilka
dni wstecz i miałem pewne obawy czy będzie w stanie zaprezentować swe
możliwości w należytej całości i moje przeczucie się sprawdziło. Nadszedł
dzień próby, Arek a jakże pojawił się z bratem swym rodzonym, rozmawiając z nim
oceniłem jego stan na zadowalający, w pełni werbalizował swe myśli i na moje
pytanie czy da radę nawet się nie zająknął z potwierdzeniem, że
oczywiście. Maszyna poszła w ruch, zbiletowaliśmy towarzystwo, (czego nie cierpię
robić, bo wiele osób stawia bierny opór jakby to było przymusowe krwiodawstwo).
Arek zaczął wiekopomny występ, jeden kawałek zagrali, może trochę niemrawo, ale
dźwięki poszły w przestrzeń, drugi kawałek ledwo zmękolili, po czym nastała
długa cisza. Ludzie zaczęli się pytać czy to już, aby przerwa. Zaniepokojony
brakiem dźwięków udałem się do Sali Portretowej i zastałem Arka śpiącego, czule
tulącego gitarę. Obudzony na moje pytania nie odpowiadał, patrzył mętnym
wzrokiem i coś burczał pod nosem. Szybko zrozumiałem, że prędzej ja zaśpiewam i
zagram niż on. Zarządziłem zwrot biletów (kurwa po raz pierwszy takie coś miało
miejsce w Siekierze!). Na scenę wpadł Stefan Dekiel i tarmosząc artystę
krzyczał:
- Zagrasz kurwa czy nie!?! No graj, kurwa!
Działania te
nie przyniosły żadnego rezultatu, wręcz przeciwnie, Arek chyba ukołysany tym
bujaniem zasnął wtórnie i wówczas z tłumu ktoś rzucił hasło:
- Ale kurwa folkchlor!
R