Eugene de Bouteille
Czyli po naszemu Gienek Butelka, zamieszkiwał w połówce domu na Dołżycy,
jego królowa serca Pani UFO towarzyszyła mu wiernie i niewiernie niczym Lady
Makbet. Panią UFO (tak w Cisnej nazywamy to kosmiczne zjawisko nieokiełznanej i
dzikiej kobiecości) lada moment zaprezentuję, bo postać ta godna uwagi jest.
Kiedy Gienek zmierzał do Cisnej wyglądał jak goryl Magilla, którego znam z bajek, jego długie nogi z krótkim
tułowiem i rękoma sięgającymi zdawałoby się do kostek poruszały się każda
w swoim dziwnym rytmie.
Był zawodowym
zbieraczem butelek, jego uwagę zaprzątały rowy, zaplecza cieśniańskich knajp i miejsca gdzie stacjonowali
wszelacy spożywacze.
Nowe technologie pakowania „szlachetnych” win w plastik
bezlitośnie uderzyły w Gienkową
jednoosobową firmę. Jako człowiek oddany swemu zajęciu bez reszty ani myślał
przestawić się na działalność o innym charakterze.
Nadal widywałem Gienka wyłaniającego się z przydrożnych łopuchów
i nadrzecznych wierzb z reklamówką szklanych butelek. Widząc Go,
nieodparcie styl jego życia kojarzył mi się z beztroską dzieciństwa, kiedy to
można się szwendać gdzie oczy poniosą, tutaj zainteresuje cię muszelka ślimaka,
zaraz potem bardzo intrygujące jest zbieranie zużytych zapałek, taki mały
człowiek wpatruje się w nadbrzeżne kamyczki z zainteresowaniem astronoma
spoglądającego w gwiazdy.
Cały świat uległ pędowi do
niewiadomej, a Gienka widziało się siedzącego nad
brzegiem Solinki ukołysanego szemrzącą wodą, ćmiącego
„popularnego” i wpatrującego się w płynący czas.
Próbowałem kiedyś zatrudnić Gienka przy mało wymagającej myślenia pracy, kopaniu rowu.
Okazało się, że Butelka wykazał się nadmiarem inteligencji i pierwszy odcinek
30 cm kontemplował pół dnia, gdy zapytałem się, dlaczego tak opornie idzie
przedsięwzięcie Gienek odpowiedział:
– Gdyby w tej ziemi były kamienie jajeczne szłoby szybko, ale
tutaj są inne.
– Jakie? Jajeczne? – zdziwiłem się.
– No takie obtoczone przez wodę – jajeczne.
Barwność jego świata dobrze
oddaje pewne zdarzenie, które przytrafiło się Gienkowi
w mroźny, zimowy dzień. Idąc do Cisnej, gdy mijał dom Zexa
został przez tegoż poproszony o pomoc przy ustawieniu drabiny potrzebnej do
odkucia lodu zalegającego na dachu. Wspólnymi siłami postawili drabinę, Zex wspiął się w górę, jednak coś poszło nie tak i będąc na
ostatnim stopniu runął z drabiną jak wojownik oblegający fortecę i
przepadł wraz z nią w głębokim śniegu. Gienek nie
zauważył tego incydentu, bo właśnie przyglądał się pięknym soplom lodu
zwisającego z rynien i mamiących oczy tęczowymi refleksami światła. Zjawisko to
magnetycznie pochłaniało jego uwagę. Po chwili spojrzał w kierunku gdzie
miał znajdować się Zex, nie było ani drabiny, ani
pracodawcy.
W sercu Gienka
wezbrało przerażenie, Zex przepadł, Butelka spojrzał
w niebo myśląc, że drabina odleciała unosząc nieszczęsnego człowieka.
W panice począł biegać wokół domu spoglądając w różnych kierunkach na
nieboskłon, ale nigdzie nie zauważył szybującego na drabinie Zexa. Pobiegł do małżonki zaginionego, począł z furią walić pięściami w drzwi. Ku jego przerażeniu otworzył Zex, który samodzielnie wygramolił się z zaspy
i zadzwonił po pogotowie ratunkowe. Gienek
wybałuszył oczy i zbiegł w śnieżną zadymkę. Jego umysł doznał skrajnego
szoku, nie mógł znaleźć logicznego wytłumaczenia tego przerażającego zjawiska
duplikacji Zexa, sobowtór był identyczny z
naturalnym.
Podobne zjawisko zniknięcia
przydarzyło się także mojej osobie, kiedy zatrudniłem Gienka
przy sianie, a po pięciu minutach ujrzałem na polu tylko widły i ani śladu Eugene’a de Bouteille’a, ale mój
umysł pojął to zjawisko –przerażony ogromem pracy Gienek
opuścił plac boju po angielsku.
Przytoczona tutaj historia ze
znikającym Zexem dosadnie oddaje mentalność bohaterów
Siekierezady, ich umocnione własne światy, kierujące się prywatną logiką,
pozwalającą przetrwać w naszym dzisiejszym świecie coraz bardziej pośpiesznym i
wymagającym, przetrwać zabawnie, oryginalnie, z szaleństwem i charakterem.
Eugenie de Bouteille wybrał się na największe butelkowe łowy do nieba,
trochę ryzykując, bo nie wiemy czy tam się solidnie pija, ale na drabinie poserfować na pewno można.
R