Dziewczynka
z zapałkami na polu marihuany
Była sobie dziewczynka, miała mamę i tatę i świat swój dziecinny
miała ,mieszkali na łące pełnej kwiatów nad którą
słońce cudownie promieniało i na tej łące nigdy nie padało. Dziewczynka biegała
z niebieskim balonikiem płosząc motyle, które drgały w powietrzu tęczowymi
barwami jak latające kwiaty. Tata z mamą dzieckiem się opiekowali, a wieczorami
tulili się do siebie pijąc ciepłą herbatę, czy to tak, czy nie tak, ale dla
dziewczynki było to prawdziwe. Mijały chwilę ,a łąka
kwitła i pasły się na niej motyle, dziewczynka stópkami swymi drażniła się z
trawą i nie zauważyła tego, że świat jej na podobieństwo małego akwarium tkwił
w o wiele większym świecie w którym panowały szarugi zimowe, a przed nimi słoty
jesienne lżyły strugami wody ziemię. Dziewczynka nie wiedziała, że mama jej
często wychodziła w noc ciemną do tego obok świata i coraz trudniej jej było z
niego wracać, dziewczynka nie wiedziała, że jej tata kosił codziennie o świcie
połacie kwietnej łąki i ona się kurczyła i było coraz mniej motyli. Trzynastego
roku swego istnienia dziewczynka czekała na skraju łąki i wypatrywała matki
powrotu z mrocznego świata obok, która ugrzęzła
tam w snach niepokojących i dziewczynka ujrzała kosiarza zakapturzonego i
myślała, że to jej ojciec, ale to był ktoś o wiele potężniejszy i dziewczynka
zasnęła pośród kwiatów i traw szemrzących i dziewczynka nie wiedziała o czym
one szepcą, a one już wiedziały, że to ostatni dzień kwietnej łąki. Kosiarz z
obrzeża światła i mroku ułożył mamę dziewczynki na łożu i kładąc dłoń długą i
kościstą na jej oczach nakazał jej śnić dni kilka i nie było już łąki tylko
ziemia zaorana, a na środku łoże z krzewów dzikiej róży, a na tym łożu matka
śpiąca, a u wezgłowia dziewczynka przerażona i ojciec też był tylko niewiadomo
gdzie, ale chyba gdzieś na tej łące, na granicy tego mroku, z którego przyszedł
kosiarz na swe żniwa. I zrobiło się szaro i zrobiło się ciemno, pierwszy raz na
łące zaczął padać deszcz, zimny deszcz.
z grzmiącego, groźnego nieba lały się strugi
wody. Dziewczynka stała przerażona u wezgłowia rydwanu śmierci swej
rodzicielki, do którego aniołowie zaprzęgali już siwe konie z czerwonymi
ślepiami. Nagle stanęły dęba i ruszyły ze swym bagażem nieistnienia galopem, przez
tą kwietną łąkę, która już nią nie była, stała się smutnym grzęzawiskiem. Dziewczynka
spędziła noc całą zwinięta w supełek trwogi, a ojca nie było, bo skończyły mu
się papierosy i wyszedł na chwilę i jedyne, co zostawił po sobie to pudełko
zapałek. O świcie dziewczynka obudziła się na środku tej już nie kwiecistej
łąki i przez kotarę mżawki zraszającej grudy błota dostrzegła gdzieniegdzie
kiełkujące rośliny. Oczy dziewczynki na chwilę zapłonęły blaskiem nadziei, bo w
swej naiwności i czystości dziecinnej myślała, że to zmartwychwstanie nadchodzi
łąki i mamy, ale już po chwili dziecię zauważyło, że wszystkie rośliny są takie
same, wysokie z dłoniastymi liśćmi. Wieczorem wyrosły badyle już całe, a w
nocy dziewczynka za pomocą zapałek przytuliła się do ich dłoni. I zamiast
matki, w chwili trwogi dziewczynkę tuliły te rośliny i już nie matka opowiadała
bajkę na dobranoc tylko czytały ją te wypalone rośliny. Na skraju łąki
pojawiały się postacie i gdy się zbliżały dziewczynka, która nie wiedzieć,
kiedy stała się Kobietą myliła ze swym ojcem, ale to byli mężczyźni, więc nie
chcieli niczego dawać nie biorąc, czyniąc tym jeszcze więcej bólu, bo
dziewczynka czekała na ojca, bo umarła matka była bardziej żywa niż on-żyjący.
I na skraju łąki pojawiały się postaci, które dziewczynka myliła ze swą matką, a
to były obce kobiety szukające bliskości i dary z ich dłoni były tylko towarem
na emocjonalną wymianę….dziewczynka z zapałkami na
łące marihuany gdzie żyje jej umarła matka i gdzie umarł jej żyjący ojciec…pali
jointa….
R