Dla kogo ten żer?

 

Dziewiętnasty listopada roku pańskiego 2011. Piękny dzień. W nocy nie było nawet mrozu, jest niepokojąco cudownie. Przechodząc przez parking obok Siekierezady spostrzegam w tle Hiszpana, który grzebie zapalczywie w zlewkach za dużym sklepem. Zazwyczaj Wiesiek dokarmia siebie, ale o tej porze roku menu w zlewkach raczej skromne. Podchodzę bliżej i pytam:

-Co dziś na obiad?

-To nie dla mnie, to dla psa Michałka. Karmię go, bo został sam w domu odkąd jego pan się powiesił.

-Godziwy Twój czyn Wieśku. Masz tam jeszcze w piersi kawałek serca, zresztą nigdy w to nie wątpiłem.

Hiszpan wyraźnie podniesiony na duchu lekko się chwiejąc po winie 1 l karton ruszył z reklamówką, na której widniał jaskrawy napis „Żer dla skner” w kierunku Dołżycy, a ja zasmuciłem się nad losem samotnego psa, który pilnuje pustego domu, zasmuciłem się nad smutkiem i samotnością wszystkich istot obdarzonych życiem i z zadumy wyrwał mnie brutalnie głos Tadka „Zgrzewki”:

-Pustaków nam brakuje – trzeba jechać na Dołżycę.

Wsiadłem do mojego starego samochodu „farmera” i leniwie ruszyłem, przejeżdżając obok domu Michałka zobaczyłem tego psa na łańcuchu i nie chciałbym być w jego skórze… to znaczy w jego samotności. Jadąc dalej zadałem sobie w myślach pytanie:

-Kto się karmi tym naszym bólem i samotnością?

-Dla kogo jest to żer….?

 

Powrót

R