Charlej
Dawitzon
Nie będą to „dzienniki motocyklowe” będzie to krótka rozprawa o
bardzo już powszechnym hobby w dzisiejszych czasach, – czyli podróżowaniu na
dwóch kółkach. Zabawa fajna i absolutnie nie mam żadnych uprzedzeń do takiego stylu
życia, sam jestem skromnym posiadaczem czternastu samochodów z II wojny
światowej i rozumiem innych „zakręconych”, ale we wszystkim musi być nić
przewodnia czyli tak zwana „kultura” a nie bydło. Motocyklista składa się z
człowieka (na górze), chyba że się wyjebie i maszyny (na dole). Z moich
poczynionych obserwacji wynika, że jakby niektórym tym ludziom zabrać to z
dołu, odrzeć z czarnych skórek, to zostałoby mało, albo nawet nic. Co niektórzy
użytkownicy tych urodziwych maszyn wyrywają się ze swoich klatek kilka razy w
roku…. I ja pierdolę.
IZI RAJDER PO CHUJU, a jak zawita jeszcze w Bieszczady, to już
zupełnie po skurwysynie:
Billi Kid najechał ziemię dopiero do zgwałcenia (z jednym takim
chujem musiałem napierdalać się w „siekierze” i obiłem mu ryj co nieco).
Motocyklisto! Nie lecz swoich kompleksów maszyną, bo to nie
skutkuje, bądź człowiekiem na dwóch kółkach, a nie chujem na huśtawce. Pamiętaj
o innych, pamiętaj o szacunku dla każdego na drodze (na drodze swego życia),
pamiętaj o szacunku dla samego siebie, dla żaby spotkanej na asfalcie i
wszelakich innych istotach i będzie OK.
Dla CHE podróżującego na swym starym rupieciu, motocykl nie był
pierwszorzędną wartością, to może my też tak spróbujmy – żeby maszyna była
tylko dodatkiem do nas, a nie my do niej. I żeby relacja z wyprawy majowej nie
brzmiała tak:
-Po chuju było, najeżaliśmy się, wpierdoliliśmy przedszkolakom z
Cisnej, a seks uprawialiśmy analny z kumplem żeby było taniej.
Mam nadzieję i wierzę w to, że większość użytkowników
jednośladów jest w porządku, a tych pozostałych „trza” naprostować.
Szerokiej drogi i dobrego wiatru w plecy i pamiętajmy wszyscy,
że droga to nie sam asfalt… To życie….
R