Cały czas on – Wojtek Stolarz Podłogowy

 

Poniedziałek, niechętnie idę do siekiery, w taki piękny, majowy dzień nie powinno się nigdzie iść, powinno się siedzieć na ganku w domu i patrzeć na to zielone życie, jak ono żyje, ale cóż ekonomia napierdala batem po plecach. Otwieram lokal i niemrawo wykonuję czynności zabijające moje życie. Po pół godziny przypominam sobie o Wojtku – Dlaczego Go jeszcze nie ma? WSP nocuje u Darka i przebywa na dwutygodniowym, bardzo aktywnym urlopie wypoczynkowym.

Dzwonię do Darka i pytam:

-Co z Wojtkiem?

-Zawieźli Go do szpitala, nie wytrzymał już tego wypoczywania.

-Cholera, mam nadzieję, że proces powrotu do trzeźwości nie zabije Wojtka.

-Podepną Go do kroplówki i będzie dobrze – uspokoił mnie Darek.

Wyszedłem na zewnątrz i usiadłem pod pylącą wierzbą, patrząc na unoszący się biały puch pomyślałem:

-To dobrze, że to się już skończyło, było już za dużo bólu dla Wojtka i dla nas, dla niego więcej niż dla nas.

Pomyślałem o tym w takiej formie jak wtedy, gdy trzeba było uśpić Lunę i wbić jej zastrzyk i jak wtedy, gdy umarł Tadzik, dziwne… przecież Wojtek jeszcze żyje….

 

Powrót

R