Brego – Ratuj

 

 

       Jakoś tak się zasiedziałem w „Siekierze” prywatnie, skutkiem tego zasiedzenia było permanentne najebanie, zima, mróz po chuju. Zlitował się nade mną  Waja, który odwiózł moje zwłoki na górę Horb, wysiadłem z samochodu i rzucając się co dwa metry w kolczaste berberysy jak żołnierz przez zasieki przedarłem się do wrót domostwa, po tym wyczerpującym ataku miałem jeszcze tylko siły by zamknąć drzwi i padłem na podłogę, po jakimś czasie zrobiło mi się zajebiście zimno, ale energii starczyło mi tylko na otworzenie oczu. Przeanalizowałem sytuację, wstać nie dam rady, doczołgać się do łóżka też nie i nagle olśnienie.

Wyżej mnie na kanapie w salonie leży Brego, osiemdziesięcio kilowy dog błękitny, pies patrzy na mnie z politowaniem, trzeba to wykorzystać, jęczę

- Brego, chodź tu ratuj.

Pies zgramolił się niechętnie i obwąchuje mnie, wydaję mu komendę

- Leżeć, leżeć tu przy panu.

Pies kładzie się i tulę się do jego ciepła z poczuciem zadowolenia z wielkości ludzkiego umysłu i szepcę do psa

- Widzisz „człowiek to jednak brzmi dumnie”…

 

Powrót

R