Bora
Prawdziwa
samotność zaczyna się wówczas gdy odchodzi od ciebie
pies. Pod stołem w „Siekierze” leży suka Andrzeja Mulendy, w ciszy cichutko pojękując wykrwawia się na
śmierć, zwinięta w kłębek nie doczekała się na swego pana. Przez swe psie życie
towarzyszyła Andrzejowi wiernie, ucząc go obowiązku, sumienności i wszelakich
dobrych cnót. Role się odwróciły, to Bora została
człowiekiem a Jędrek psem eksmitowanym z domu, z życia rodzinnego, z ojcostwa.
Borze zależało na istnieniu, w między czasie miała szczeniaki, wychowała ja,
pilnowała Andrzeja śpiącego w krzakach za „Siekierą”, lizała go po mordzie na
dzień dobry . Póki istniała Andrzej nie był świadom że samotność zabija, mógł liczyć na bezwarunkową
miłość innego stworzenia, obojętnie czy obżygany, upodlony,
śmierdzący – Bora kochała zawsze, bo wierność psia
jest niezwyciężona. Andrzej złamał nogę, później drugi raz ją złamał, jego
twarz wydrukowano w książce „sto najważniejszych twarzy Bieszczad”
czym chlubi się okrutnie. Jego napędem jest wino „beczka” zaś napędem
Bory miłość do Andrzeja. Bora dobrze obrała miejsce
gdzie miała nadzieję doczekać się na swego pana, ale źle skalkulowała czas, gdy
Andrzej wszedł do „Siekierezady” Marek już znalazł
martwą sukę i sprzątał krew. Andrzej z łzami w
oczach zadeklarował się „ja to posprzątam …” Marek na to:
- daj spokój, idź Ją pochowaj.
I tak oto ostatni raz się spotkali
człowiek pies i pies człowiek. Dwunożna istota tuląc zwiniętą kulkę sierści,
płacząc ruszyła nad zakole Solinki by wybrać miejsce
spoczynku dla drugiej połowy siebie, tej lepszej połowy. Kuśtykając doniósł
śmiertelne brzemię dopełniającego się czasu, początku prawdziwej samotności nad
brzeg rzeki, wygrzebał dół i szepcząc przez szloch „Bora,
Bora, Bora …”zasypał zwłoki
ciepłą żyzną ziemią, zerwał kilka mniszków lekarskich
i udekorował kopiec poczym runą nań i utonął w początku samotności,
prawdziwej samotności. Za kilka dni porządkując coś za „Siekierą” natknąłem się
na Mietka, który na dzień dobry rzucił od niechcenia słowa: „A ten tam dalej
leży na tym grobie i jęczy”. Tak oto jedna ze „stu najważniejszych twarzy
Bieszczad” rozpaczała nad pospolitą, milionową twarzą-pyskiem potrafiącym
kochać.
R