Bezwładność
ciał
Oto dni Cisnej, coroczna impreza w środku wiochy, ludowy
nastrój, przyzwolenie na przyswojenie wielkich ilości płynów pobudzających bądź
tonujących – zależy jak kto ma.
W Siekierezadzie po północy materiał ludzki już mocno
nadwyrężony, a około
trzeciej nad ranem nie ma już z kim pracować. Pomaga mi w ramach
wakacyjnych zajęć córka Rosemary, ogłaszam ostatnie
pół godziny, które szybko pożera czas i wymiatam lokal, zostają nam na podłodze
trzy zapomniane ciała, wprowadzam standardową procedurę: walę każdego mocno w
plecy, krzycząc:
-Do
zmartwychwstania człowieki! Wstawać kurwa!! – brak odzewu…
Ponawiam
próbę, ale szybko oceniam realnie, że ciała nie będą współpracować. Zaczynam od
najcięższego obiektu, taszczę to brzemię w kierunku drzwi, ale obiekt waży co najmniej
-Czekaj,
pomogę Ci… - przyłącza się i ciągniemy ciało razem, z mozołem pokonujemy metry siekierezadowej posadzki i
wówczas wpadł jeszcze do lokalu Kwiatek z Bulą. Widząc Go, twarz mą rozjaśnił
uśmiech i proszę Go:
-Pomóż kurwa, bo dzisiaj mamy wyjątkowo ciężkie ciała do
wyniesienia.
-Ja kurwa mogę, ale sprzedać mu kopa w ryj..! – mówi Kwiatek rozpoznając w pacjencie gościa, który Go dwie godziny
wcześniej wkurwiał przy barze, ale dzięki bogu za chwilę taszczymy już ciała na
zewnątrz. Zamykam lokal i idę z Różą przez świt Bieszczadzki w stronę góry Horb. Po drodze dziecko mówi:
-Wiesz,
takie ciała charakteryzują się dużą bezwładnością, nie ma za
co chwycić, bo nic nie współpracują….
Potwierdzam
i jestem dumny z dziecka, że wyciąga takie ścisłe wnioski.
Pocieszam
Różę:
-Może
zrobimy z Miśkiem taki wózek i się będzie wywoziło ciała…..
R