Bezimienni i Bezimienne

 

Słońce wzywa mnie bym ruszył na rowerze sycić duszę i ciało pięknem Bieszczadów, ostatnio kocham „kręcić” przez „Odnalezione Bieszczady” – zapomniane wioski, Jaworzec, Łuh i Zawoj. Zatrzymuję się w Łuhu, rzeka Wetlinka tuli do swych brzegów porośnięty, opuszczony sad, dalej potężna lipa wabi swym kwitnieniem tysiące owadów, po drugiej stronie drogi tarasowate łąki wybujałe ale piękna wioski bez domów i ludzi, patrzę na tą przestrzeń wabiącą spokojem i wyobrażam sobie te trzydzieści „chyżych”, jedną cerkiew i jeden sklep, wyobrażam sobie to, co tutaj istniało, przez chwilę wydaje mi się, że słyszę skrzypienie osi wozu, że słyszę głosy na łąkach przy sianokosach, że bydło ryczy w oborach , ale silniejszy powiew wiatru od Zawoi rozwiał te wizje ciepłym zrywem. Patrzę na ten cud tej Ziemi i myślę, że jeśliby mnie gwałtem wyrzucili stąd, to serce by mi pękło i dusza by mi popękała.

I zadumałem się nad tymi wszystkimi, dzisiaj już bezimiennymi istotami i miejscami i hołd im w ciszy oddałem.

Siadając na rower i ruszając w kierunku Zawoi powiedziałem sobie w myślach:

-Oby nikogo  i nigdy już takie coś nie spotkało…. Bo bezimienność to straszna klątwa…

 

Powrót

                                                                                                                                                  R