Bazyli i
miejsce gdzie umarły cmentarze
Bazyli utkwił wzrok w czerwieni jesiennych liści klonów na
wzgórzu przed swoim domem w Kanadzie, piękne to są drzewa, ale Bazyli miał
przed swoją duszą drugi obraz jesieni, tej łemkowskiej, jesieni malowanej
czerwienią buków, żółtymi denarami brzóz, miedzią jaworów i wieczną, ciemną
zielenią jodeł. Bazyli tkwił tak u bram kresu swego świata i dzień za dniem
patrzył sennie na ładne obejście swego kanadyjskiego domu, i na ziemię, która
też rodziła i odwzajemniała miłość rolnika. Za każdym razem gdy cieszył się
dobrymi plonami natychmiast w duszy widział ten owies falujący na tarasowych
polach swej rodzinnej wsi – Łuhu. Zboże to jesienią wyglądało jakby słońce go
zasiało bo świeciło w mroku nocy jasnymi plamami i za każdym razem gdy Bazyli
podnosił garść ziemi na wiosnę by ją powąchać przypominał sobie ten cudowny
zapach zruszonej pługiem ziemi w swej ukochanej wsi – Łuhu, i za każdym razem
gdy Bazyli szedł łowić łososie w dużej kanadyjskiej rzece to przed oczyma miał
tę boską rzekę Wetlinkę, w której śmigłe pstrągi błyskały żółcią swych opasłych
brzuchów. Na cokolwiek Bazyli spoglądał przez ponad pół wieku na tej
kanadyjskiej ziemi to przed oczyma stawał mu drugi obraz z ziemi swego
dzieciństwa, z miejsca gdzie spoczywali jego przodkowie. Bazyli bardzo starał
się pokochać nową ziemię bo była warta miłości, ale gdy na chwilę zatracił się
w pięknie tych niezmierzonych lasów, czy potędze wód, czy tez górach, których
strzegły niedźwiedzie w jego duszy odzywał się skowyt wilczy za tym małym
utraconym światem, tam gdzie rzeka Wetlinka płynąc od Kalnicy prawie prostą
linią tworzy duży łuh, dając nazwę osadzie ludzkiej.
Bazyli został wysiedlony bo życie jego zasiane było w czasach
dyktatorów, w czasach gwałtów na całych narodach, Bazyli nie wiedział wtedy co
to polityka, co to konflikty etniczne, co to ideologie. Bazyli wiedział wtedy
jedynie, że to jego ziemia, którą kocha i która mu to odwzajemnia. Siedząc
przed swoim kanadyjskim domem pomyślał sobie, że chciałby spocząć w tej ziemi
łemkowskiej gdzie na umarłych cmentarzach leżą jego przodkowie, na cmentarzach
bez krzyży, które dawno runęły spróchniałe i nie było dłoni, które by je
podniosły. Na cmentarzach gdzie szara olcha wdarła się hordami swojego smutku
gdzie rosną grube świerki, z których cieśla by dom już postawił. Bazyli wstał i
z trudem postąpił kilkadziesiąt kroków w pola, uklęknął, dotknął kanadyjskiej
ziemi swą spracowaną dłonią i rzekł:
- Przepraszam cię gościnna ziemio, wybacz mi, że nie oddałem ci
całej swej miłości, ale muszę być z tobą szczery. Moje ciało jest wymieszane z
minerałami tamtej ziemi, bieszczadzkiej ziemi, tam jest moja mała Kanada,
wybacz mi piękna gościnna ziemio, jesteś warta miłości, ale muszę być względem
ciebie uczciwy. Ja oddałem wszystko tamtej i nawet jeśli bym chciał nie mam już
dla ciebie nic, bo serce moje bije gdzie indziej, wybacz mi piękna kanadyjska
ziemio, że oddaję ci tylko smutek i żal, ale moja dusza częściowo została tam,
w miejscu gdzie umarły cmentarze.
Bazyli
płakał i rosił łzami kanadyjską ziemię. Bazyli codziennie ją przepraszał i
codziennie płakał, i im bliżej był końca swego świata tym potężniej zbierał
obraz tego miejsca, które mu zabrano, tym więcej szczegółów przypominał sobie z
dzieciństwa i mimowolnie ziemia na której żył przez ponad pół wieku stawała mu
się co raz bardziej odległą i zimną. Bazyli pragnął tej utraconej ziemi tak
rozpaczliwie, że oczy jego stały się przejrzyste i tęskne jak to niebo błękitne
nad wsią Łuh późną jesienią. Bazyli tak pragnął tego miejsca gdzie umarły
cmentarze, że jego dłonie drgały jak te witki brzozowe na wietrze na tym
tchnieniu spod Łopiennika. Bazyli składał się ostatnio z dwóch rzeczy: z
proszenia kanadyjskiej ziemi o wybaczenie, że nie może jej bezgranicznie
pokochać i wyznawania miłości rozpaczliwej tej ziemi gdzie umarły cmentarze.
Rodzina widząc jego smutek chciała go wziąć do stalowego ptaka i ulecieć w
Bieszczady by ulżyć mu cierpienia, ale on uporczywie odmawiał bo wiedział, że
zobaczy te umarłe cmentarze, tę umarłą wioskę i te wszystkie twarze, które żyją
tylko w jego duszy. Bazyli wiedział, że jeśli tam wyruszy to zabije cały ten
świat, który już nie istnieje, który żyje tylko w nim. Nie mógł zrobić tego tym
wszystkim i temu wszystkiemu co kochał. Bazyli musiał cierpieć i żyć by mogli
jeszcze istnieć ci wszyscy i to wszystko z przeszłości, a na umarłych
cmentarzach w łemkowskich wioskach szeleściły szarańczaki swą pieść
niepokojącą, a rzeka szumiała mową tajemną, a las drżał liśćmi i igłami drzew,
a na umarłych cmentarzach umarli spoczywali i zapomnieli już o tym że umarli,
bo nikt nie przychodził im o tym przypominać. I nadszedł ten dzień gdy Bazyli
domknął drzwi swego istnienia i odszedł w ciszę snów wiecznych. Pochowano go na
cmentarzu w kanadyjskiej ziemi, ale nie zdołano pochować jego tęsknoty za
ziemią wioski ukochanej i ta tęsknota odzywała się do rodziny nie w jakiś
nachalny sposób, ale taki subtelny i łagodny – smutkiem bezbrzeżnym się
odzywała i drganiem duszy jakby struna gitary przypadkowo drżąca czy klawisz
pianina opadły. I często synowie i córki słyszeli nieumartą tęsknotę Bazylego
za wioską umiłowaną i światem umiłowanym, utraconym. Po latach rodzina orzekła,
że trzeba Bazylego oddać miłości jego utraconej bo inaczej ten smutek ciągnąć
będzie się przez całe pokolenia i wnuki i prawnuki nie zaznają spokoju. Urna z
Bazylim trafiła po podróży stalowym ptakiem do ziemi na umarłym cmentarzu we
wsi Łuh i przez chwilę jakby ten cmentarz się przebudził, bo chodzili po nim
ludzie i krzyż z dwoma ramionami z Jesiona bieszczadzkiego białego w mogile
zastygł i świeczka płonęła w mroku i wydawało się, że to radość wielka się
wydarzyła na tym umarłym cmentarzu i wszystko i wszyscy wiedzieli, że Bazyli
wrócił do domu, i słychać było bydło ryczące na polach i dym wił się z chat
krytych strzechą, i stary Michajło pszczoły oporządzał, a dzieci boso biegały w
wodzie Wetlinki ochlapując się beztrosko. Jednym z tych dzieci był Bazyli
roześmiany, a w oczach jego był błękit bieszczadzkiego nieba, a w oczach jego
była miłość do swojej ziemi, ziemi gdzie umarły cmentarze.
R