A ja sobie kopię ogródek

 

Minęły już te święta, ten coroczny teatr, gdzie przybijają gościa do krzyża robiąc z tego potężny chwyt marketingowy, a później go zeń zdzierają, przybijają i zdzierają, przybijają i zdzierają. Ten jeden Żyd z Nazaretu obsadził tę rolę w tym krwawym spektaklu i nie oderwiesz go od krzyża, i tak, co roku. A teatr ma niby uczyć i on chyba nic nie uczy, bo jakby nas nauczył, to zmieniliby już na afiszu sztukę. Kapłani wkładają na ten czas najlepsze majtki i sukienki, jakie mają, a pospólstwo goli się, depiluje, pastuje obuwie, prasuje odzież, oraz zmusza dzieci do uczestnictwa w tym radosnym i pogodnym przedstawieniu przybijania ćwiekami człowieka do drzewca, wykrwawiania go i powolnego duszenia. Prawie wszystko z tego rozumiem i nic też nie rozumiem, ale dla mnie to też jest istotna pora roku, bo wiem, że jak ten gość na krzyżu skona, to zaraz będzie piękna wiosna i bóg pogan Aton będzie darzył swą mocą ognistego słońca. Współczuję z głębi serca temu Jezusowi i tym tysiącom ukrzyżowanych po powstaniu Spartakusa, którzy robili za drogowskazy do Rzymu, współczuję też nam wszystkim, którzy otrzymaliśmy tą męczeńską spuściznę i męczymy ją już ponad dwa tysiące lat.. Ale ja nie chciałem właściwie mówić o tym, ten teatr religijny miał być tylko tłem, ja chciałem tylko powiedzieć, że dzisiaj świeci słońce i po całonocnym szumie w głowie, po uczestnictwie w radości życia zorganizowanej w Siekierezadzie ja sobie kopię ogródek. Obudziłem się zmięty i zacząłem szukać w myślach czynności, która zbawi mnie dzisiaj i szybko ją znalazłem, oto ryję sobie ziemię szpadlem i zaglądam jak naukowiec w jej czeluść, tu wije się jakiś robal, tam pędzi następny, mrówki taszczą coś gdzieś. Niebo błękitem rozlane nad wsią naszą, Jezus już pije zimne piwo ze swym Ojcem – stworzycielem i prawie słyszę jak zadaje mu to pytanie:

-Stary, kurwa, dlaczego mi to zrobiłeś? Wiesz jak w chuj musiałem się wycierpieć?

-Oj synu nic się za wiele nie stało.

-Jak się kurwa nie stało? Kazali mi nieść jakiś jebany kloc, napierdalali mnie batami po plerach, później przyjebali mnie doń gwoździami, a na koniec jakiś pojeb dźgnął mnie dzidą w bok.

-Oj synu nic się za wiele nie stało.

Przekopana ziemia pachnie życiem, wykopałem z niej jakiegoś opasłego larwusa, który bystro zaczął spierdalać po wybojach. Nagle się zatrzymał i spojrzał na mnie jakby z wyrzutem. Odłożyłem szpadel, kucnąłem i rzekłem doń:

-A wiesz Ty pieprzony gównojadzie, że Jezus zmartwychwstał?

Podniosłem twarz w kierunku niebios i zdawało się, że słyszę jak Jezus otwiera drugie piwo i znowu zadaje to upierdliwe pytanie ojcu swemu, a on mu odpowiada:

- Oj synu nic się za wiele nie stało.

A ja sobie kopię ogródek.

 

 

Powrót

                                                                                                                                                  R